Jak zaczęła się Twoja przygoda z hortiterapią?

Zaczęło się od wyboru kierunku studiów pomiędzy psychologią a ogrodnictwem. Z natury jestem osobą bardzo empatyczną i prospołeczną, a życie zaprowadziło mnie do Olsztyna, by tam ukończyć studia z tytułem inżyniera ogrodnictwa. Sądzę, że praktyka zawodowa pozwoliła mi na zrozumienie praw natury, na doświadczenie jej dobrego wpływu na mnie samą i ta obserwacja skłoniła mnie do zainteresowania się hortiterapią. Był to moment kiedy zmieniałam karierę, zostawiłam pozycję kierownika jednego z działów szkółki roślin ozdobnych w Denham UK i rozpoczęłam pracę w organizacji charytatywnej wspierającej osoby bezdomne i w ciężkiej sytuacji życiowej. To właśnie tam, na parkingu przy hostelu, założyliśmy mały ogród ze szklarnią. W każdy piątek prowadziłam poobiednie zajęcia ogrodnicze. Kilka lat później na mej drodze pojawił się Andy McGeeney, psycholog, autor ksiażki „With nature in mind”, który prowadził szkolenia z ekoterapii w Londynie. Doskonale pamiętam moment po zakończeniu pierwszego warsztatu, gdzie siedzieliśmy na ławce w parku Ravenscourt, słońce oświetlało nam twarze, patrząc w jego mądre i spokojne oczy, powiedziałam: Andy, ja chcę robić to co Ty robisz, to jest cudowne. Wtedy zaczęła się przygoda w szkołach podstawowych, placówkach dla osób starszych, społecznych ogrodach jak i moim lokalnym parku Walpole, gdzie prowadziłam Spacery Uważności (Mindful Walks).

Tablica ogłoszeń w Walpole Park była jedną z form komunikacji z użytkownikami parku
  • Czym jest dla Ciebie hortiterapia? Jak definiujesz to pojęcie?

Powiem szczerze, że jest dla mnie wyzwaniem zamknąć hortiterpię w ramy, ograniczyć definicją. W najprostszy sposób powiem, że jest to praktyka ogrodnicza, której celem jest wsparcie rozwoju fizycznego i psychicznego człowieka. Brzmi bardzo książkowo, prawda? 😉 Jest to także proces powrotu do zdrowia czy znalezienia balansu w życiu, polegający na bliskim kontakcie i budowaniu relacji człowieka z elementami flory i fauny poprzez aktywność fizyczną a także bierne przebywanie na łonie natury.

W swojej praktyce łączę elementy ekoterapii, chromoterapii, praktyki uważności, pracy ze zmysłami, głęboką ekologią, filozofią przyrody, permakultury, eco dharmy, symboliki, aromaterapii, sztuki, ekologicznej praktyki ogrodniczej. Inspiracja jest wszędzie, a sama natura daje nam wielkie zasoby do pracy, więc staram się z nich korzystać. 🙂

  • Czy możesz powiedzieć na czym polega Twoja praca hortiterapeuty? Z kim pracujesz, w jakich placówkach, jaką przestrzeń wykorzystujesz w czasie zajęć, jakich używasz roślin? Czy można prowadzić hortiterapię bez ogrodu?

Miałam możliwość pracy w wielu projektach, m.in. w szkole podstawowej Ark Conway w White City, gdzie prowadziłam zajęcia dla wybranych uczniów, którzy aktualnie przechodzili ciężkie sytuacje rodzinne czy wykazywali nadpobudliwość ruchową, brak skupienia, nieumiejętność pracy w grupie lub samodzielnej. Studenci współprowadzili ze mną ten projekt od początku, mogli decydować co będziemy uprawiać, z czasem wybierali swoje ulubione czynności ,np. podlewanie czy przesadzanie sadzonek. Warto podkreślić, iż były to zajęcia dodatkowe trwające w trakcie typowych lekcji szkolnych, studenci nie musieli się na nie stawiać i mogli zostać na max. 20 minut. Grupy były max. 6 osobowe i była ze mną dodatkowa osoba dorosła. Z czasem powstała lista oczekujących, co bardzo mnie cieszyło. Sam ogród powstał na terenie szkoły, a uprawialiśmy szeroki zakres roślin, od aromatycznych ziół (idealne do każdej pracy sensorycznej, a także do tego by zachęcić do eksploracji świata roślin), sałat, warzyw, krzewów z owocami miękkimi (sami robiliśmy sadzonki malin) czy małych drzew owocowych uprawianych w donicach. W dni zimowe, czy deszczowe, prowadziłam zajęcia wewnątrz budynku. Była to dobra okazja do pracy bardziej statycznej, np. kreowanie z papieru recyklingowego małych paczek na nasiona jakie uzbieraliśmy w ciągu roku, ręczne szycie woreczków lnianych na lawendę z naszego ogrodu, tworzenie plakatów edukacyjnych np. na temat owadów w naszym ogrodzie, etc., etc.


Stymulacja zmysłów. Tworzenie aromatycznych bukietów z roślin kwitnących i warzyw

W projekcie Get Out There w Shepherds Bush pracowałam głównie z osobami w wieku 45 plus z historią bezdomności czy problemów natury zdrowia psychicznego. Spotykaliśmy się raz w tygodniu w ogrodzie społecznościowym Godolphin Garden i zajmowaliśmy się tam głównie pielęgnacją rabat, trawnika i dużego oczka wodnego. Dość często pomagaliśmy w innych miejscach w dzielnicy Hammersmith and Fulham, np. w lokalnym parku, ogrodzie w Domu Osób Starszych, szkołach. Sesje te nadawały pewien rytm życiu uczestników, zgrała się fajna grupa mężczyzn, z czasem zdobyli nowe ogrodnicze umiejętności, znajdowali dodatkowe prace ogrodnicze, a na wspólnych sesjach czuć było, że pracują z większą chęcią. Ja byłam też odpowiedzialna za rozmowy kwalifikacyjne do grupy, kontakt z pracownikami socjalnymi czy terapeutami. Natomiast w placówce edukacyjnej Green Corridor niedaleko Heathrow prowadziłam zajęcia ogrodnicze dla młodych osób (wiek 16-25 lat) z różnymi dolegliwościami natury psychicznej czy behawioralnej, od ADHD, poprzez autyzm do syndromu Downa. Pracowaliśmy nad tym, by nasi studenci otrzymali kwalifikacje zawodowe dotyczące prac ogrodniczych, pielęgnacyjnych jak i uprawy. W tym projekcie nie było ram czasowych, tzn. każdy mógł korzystać z nauki do 25-ego roku życia. Współpracowaliśmy z logopedami, psychologami czy też doradcami zawodowymi.

  • W jakim projekcie obecnie bierzesz? Możesz nam o nim opowiedzieć?

Pracowałam w kilku projektach, ale najnowszy to Penfold Community Hub i jest on skierowany stricte dla mieszkańców dzielnicy Westminister. Ogród znajduje się na terenie Domu Osób Starszych, a sesje odbywają się raz w tygodniu w czwartki w godzinach 11-15. Przestrzeń podzieliłam na część wspólną (to jest propozycja dla osób, które mają mało czasu i dopiero zaczynają swoją przygodę z ogrodnictwem), do indywidualnej pracy – wyniesione skrzynie uprawne (dla osób bardziej doświadczonych i potrzebujących mniej wsparcia zarówno fizycznego jak i psychicznego) a także małe poletka ziemi (dla osób, które chcą uprawiać dla własnego użytku warzywa i zioła). Zebrała się bardzo różnorodna grupa 12 osób – od łatwo izolujących się od społeczeństwa, poprzez osoby z poważnymi chorobami długoterminowymi, reumatyzmem, nieznajomością języka angielskiego, niepełnosprawnością fizyczną po panią psycholog z lokalnej przychodni. 🙂 Powiem w dwóch słowach, że praca wre, jest wielkie wsparcie pomiędzy uczestnikami a mi serce rośnie jak to widzę. 🙂 Cała przestrzeń była bardzo zachwaszczona, więc zaczęliśmy od przygotowania gruntu. Cudownie było obserwować kobiety w długich sukniach (większość uczestników jest wyznania muzułmańskiego) z łopatami i grabiami w dłoniach! Przesiewaliśmy ziemię, odrzucając kamienie..czy widzicie jaka jest tu piękna symbolika? Patrząc na poszczególne osoby, ich większe lub mniejsze zaangażowanie i chęci, mogłam ocenić co jest dla nich wyzwaniem nie tylko w naszym ogrodzie, ale i w życiu. Ktoś prosi mnie o wsparcie, ktoś potrzebuje wsparcia grupy, ktoś pracuje indywidualnie, ktoś przychodzi tutaj tylko dla towarzystwa i możliwości poznania nowych osób, ktoś chce wyżywić rodzinę z uprawianego poletka, ktoś potrzebuje uciec od codziennej monotonii etc., etc. Mnie osobiście bardzo cieszył fakt, że każdy znalazł tutaj swoje miejsce. Widziałam jak uczestnicy wymieniają się nasionami, sadzonkami (prócz typowych europejskich odmian, roślin pochodzenia azjatyckiego, których nie można kupić w typowym angielskim sklepie ogrodniczym), jak odchwaszczają i podlewają sąsiedzkie działki, jak sami zdecydowali, że będą dodatkowo przychodzić na 2 godziny w poniedziałki, a co najważniejsze – jak sami stworzyli tą przestrzeń dla siebie i dla innych.

Mam też poczucie, że w takiej metropolii jak Londyn, przy tylu zmianach i ciągłym pędzie, posiadanie kawałka „swojej ziemi” i możliwość uprawy roślin zaspokaja bardzo podstawową ludzką potrzebę przynależności do „czegoś większego”, czym jest natura. Ja widzę siebie tutaj jako osobę, która z dystansu podtrzymuje grupę, obserwuje zachowania, kontaktuje się z członkami rodziny, gdy potrzebne jest większe wsparcie w trakcie sesji, czy też z pracownikami socjalnymi. Uczę ogrodnictwa w bardzo nieformalny a tym samym bardzo praktyczny sposób. Nie planuję wiele, gdyż to warunki pogodowe dyktują nam co i kiedy możemy robić i sądzę, iż to jest piękno hortiterapii – współpracujemy z naturą, z tym co już mamy, pielęgnujemy
i cieszymy się zbiorami czy też pracą naszych rąk. Doświadczamy.

Po sąsiedzku, dosłownie za płotem, dwa razy w miesiącu prowadziłam zajęcia na osiedlu Fisherton w Westminister. Projekt tworzyliśmy z sąsiadami od podstaw, wykorzystując wolną przestrzeń na parkingu. Tak powstało 19 wzniesionych poletek, które po 3 latach są obstawione kilkudziesięcioma dodatkowymi donicami do uprawy, podwójnym trzykomorowym kompostownikiem i zbiornikiem na deszczówkę. Ogród nazwaliśmy „Kitchen Garden” i początkowo był skierowany dla rodzin o niskim dochodzie, by dać im możliwość uprawy własnej żywności.

Jak to w przyrodzie często następuje, wszystko ewoluowało i zauważyłam, że najbardziej aktywne osoby mają problemy natury psychicznej (często depresja związana z długotrwałą chorobą fizyczną, życie z bólem fizycznym w trakcie rehabilitacji, rozpad rodziny, samotne rodzicielstwo, utrata pracy). Po kilku konsultacjach, wspólnie ustaliliśmy potrzeby grupy i tu, zupełnie naturalnie, pojawiły się pomysły stricte hortiterapeutyczne. 🙂 Zorganizowaliśmy wycieczkę nad morze, na farmę gdzie można samemu zebrać warzywne plony, w lokalnej bibliotece powstały warsztaty z własnej produkcji ziołowych kosmetyków, odwiedziliśmy ogród edukacyjny w Regents Park, odbyliśmy kilka spacerów uważności z możliwością poznania zielonych zakątków dzielnicy Westminster. Cały program rozbudził w niektórych pasję do ogrodnictwa, np. jedna z osób zapisała się na roczny kurs pielęgnacji roślin, inna zaczęła pisać książkę kucharską z wykorzystaniem warzyw i ziół uprawianych w płodozmianie na 2 m kwadratowych. 🙂 Zawiązały się nowe relacje pomiędzy sąsiadami i w tym właśnie widzę moc ogrodnictwa i jego terapeutyczne właściwości.

  • Według Ciebie kto powinien korzystać z hortiterapii?

Każdy! Naprawdę. 🙂 Przebywanie na świeżym powietrzu, choćby bierne czy wykazujące się małą aktywnością fizyczną pozwala dotlenić organizm, co ma dobroczynny wpływ na jego funkcjonowanie. Zapachy kwiatów, ziemi po deszczu i wiele innych to darmowa aromaterapia tak bardzo potrzebna naszym ciałom i umysłom. Ja wierze, że my jako ludzie wchodzimy w interakcje ze światem zewnętrznym wszystkimi zmysłami i w ten sposób budujemy relacje z samym sobą, naszym ciałem, innymi. Jakikolwiek rodzaj niepełnosprawności (hmm nie bardzo lubię to słowo..) nie ogranicza naszych możliwości, a jedynie skłania do wykorzystania innych dostępnych zasobów. Ponieważ natura jest tak różnorodna, dostarcza tak wielu bodźców i możliwości pracy z nią. Uczmy się od niej! Jesteśmy jej integralną częścią i bardziej lub mniej świadomie odgrywamy wielką rolę w jej procesach. Serdecznie polecam poczytać np. o ekosystemie leśnym, o tym jak jest zbudowany, kto w nim bierze udział, jakie są zależności. Ja osobiście przekładam taką wiedzę na pracę z ludźmi, postrzegam społeczność jako ekosystem, w którym dla każdego jest przestrzeń i każdy może z niej skorzystać. Może troszeczkę zawiało tutaj filozofią czy też głęboką ekologią, ale wiem, że to działa, więc się dzielę. 🙂

  • Jak dobierasz najskuteczniejsze metody podczas zajęć hortiterapii?

Metody należy dobierać indywidualnie do potrzeb grupy czy konkretnej osoby. Ja jestem zwolennikiem korzystania ze wszystkiego i łączenia rozmaitych metod, daje to bardziej holistyczne podejście, gwarantuje różnorodne doświadczenia, z których można wybrać te, które dają najlepsze rezultaty. Jestem skora stwierdzić, iż każda praca ogrodnicza stymuluje zmysły. 🙂 Może nie wszystkie jednocześnie, ale bardzo łatwo jest doświadczyć dotyku (ziemi, narzędzi, różnej struktury roślin), zapachu (wilgotnej gleby, kwiatów, kompostownika, ziół), dźwięku (deszczu, wiatru, nawet szeleszczącej kurtki przeciwdeszczowej czy pracujących nożyc, śpiewu ptaków), wyostrzyć zmysł wzroku, który dostaje mnóstwo bodźców w środowisku zewnętrznym choć potrafi i koić swoją zielenią, a także mój ulubiony zmysł smaku.

Nie wyobrażam sobie sesji ogrodniczej bez smakowania i do tego zawsze też zapraszam, choćby był to liść nasturcji, czy świeżo zebrany groszek, a w sezonie zimowym choćby świeży sok owocowy. Zatrzymany smak lata w postaci miodu, który jest niezwykle odżywczy (oj, narażam się teraz weganom 🙂 przepraszam) może być początkiem sesji kreowania świec z wosku pszczelego na oddziale szpitalnym, gdzie osoby są w pozycji półleżącej. Ta sama sesja sprawdzi się doskonale w środowisku szkolnym czy przy współpracy z osobami z upośledzeniem umysłowym czy fizycznym.

Uważam, że każdy powinien doświadczyć uprawy, choćby posadzenia kilku ziaren w doniczce na parapecie, dodaniu kilku kropel wody, przycięciu łodygi czy oderwaniu jednego suchego liścia. Doskonale pamiętam swoje praktyki zawodowe na zakończenie studiów, które polegały na produkcji tysięcy różnych odmian Geranium. Godzinami je podlewałam, później czyściłam z zaschniętych kwiatów, dokarmiałam nawozem, rozkładałam na matach, by w trakcie wzrostu miały jak najwięcej miejsca i dostępu do światła. Te proste prace dawały mi wiele satysfakcji i na koniec każdego dnia widziałam efekt pracy moich własnych rąk, oczywiście mogłam także wykorzystać wiedzę zdobytą z tomów książek, jakie przestudiowałam.

  • Jak na hortiterapię reagują zwykli ludzie, którzy nie zetknęli się
    z nią wcześniej? Czy nie wydaje im się, że jest to kolejna metoda terapii która ma wyciągnąć od nich pieniądze? Nie raz spotkaliśmy się z taką opinią. Jakie są Twoje doświadczenia?

Bardzo fajne pytanie. 🙂

Patrząc na samą siebie, znając swoje życie i doświadczenia, mogę śmiało stwierdzić, że jestem żywym przykładem, że ta forma terapii działa :). Takich osób jak ja są miliony na całym świecie. Niejednokrotnie podczas prac w szkole, czy prowadząc Spacery Uważności, czy nawet odwiedzając rodzinę czy znajomych, słyszałam jak dobrze czujemy się (jako ludzie) w naturze, jak bardzo potrzebujemy takiej „odskoczni” (aczkolwiek osobiście wolę postrzegać prace ogrodnicze jako regularną praktykę, mocno zintegrowaną w nasze codzienne życie). Wielu nauczycieli szkolnych było zainspirowanych tym, co działo się w ramach edukacji pozaklasowej, zaczynali przychodzić na przerwy i pielić lub pytać o nasiona, z czasem prosili o porady a jeszcze później pokazywali zdjęcia jak ich „wciągnęła” pielęgnacja swych ogródków, lub że np. z wnuczętami zrobili mydła lawendowe. Te wszystkie z pozoru małe rzeczy są dowodami, ile radości, dumy i ogólnego dobrego samopoczucia daje kontakt z naturą. 🙂

Z doświadczenia wiem, że nie każdy przekonany jest do słowa „terapia”, nie każdy chce być terapeutyzowany, gdyż to może być negatywnie rozumiane. Sądzę, że trzeba wyczuć, kiedy powinniśmy kłaść nacisk na działania stricte terapeutyczne, oczekiwać wręcz klinicznych rezultatów, używać bardziej terapeutycznego języka a kiedy możemy nazwać to bardziej ogólnie wellbeing/dobrostanem, praktyką podnoszącą nasze dobre samopoczucie
i sprawność fizyczną.

Zarówno w Anglii jak i w Nowej Zelandii spopularyzowane jest Green Prescribing czyli skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu do konkretnych projektów ogrodniczych, np. ogrodów społecznościowych etc. Jest wiele badań uniwersyteckich przeprowadzonych na temat dobrego wpływu przestrzeni zielonych i aktywności przeprowadzanych na świeżym powietrzu, serdecznie polecam zapoznanie się z linkami do publikacji zawartymi w załączonej ulotce angielskiej służby zdrowia.

  • Jak postrzegasz hortiterapię w Polsce? Czym ona się charakteryzuje, czy czegoś brakuje w Polsce w tej dziedzinie?

Osobiście nie odwiedziłam żadnego istniejącego projektu. Widzę natomiast, że termin ten coraz częściej pojawia się nie tylko w mediach społecznościowych, ale także powstają studia podyplomowe na większych uczelniach w Polsce. Zastanawia mnie jak się to rozwinie, jakie formy przybierze i czy nie zamknie się w gronie fascynatów natury, czy będzie rozwijało swój potencjał pro społeczny, edukacyjny, czy stanie się integralnym elementem „typowej” praktyki terapeutycznej. Z chęcią poobserwuję. 🙂

  • Czy znasz jakieś ogrody terapeutyczne, które warto odwiedzić?

Jest kilka miejsc, które służą praktyce terapeutycznej, ale nie są nazywane „ogrodami terapeutycznymi”. W samym Londynie jest ich wiele, może wymienię te, które są mi bardziej bliskie, np. Phoenix Farm w White City, Godolphin Garden w Shepherds Bush, który jest przestrzenią otwartą dla publiki, a jednocześnie miejscem zajęć m.in. dla grupy Get Out There, ogród przyszpitalny St Charles for Health and Wellbeing w Ladbroke Grove,
St Mary’s Secret Garden w Hackney, Sydenham Garden w Forest Hill. Kilka lat temu miałam kontakt z wolontariuszką z projektu I Grow Chicago w stanie Illinois, bardzo polecam ich projekty i zapoznanie się z problemami czy też wyzwaniami jakie oni starają się rozwiązywać poprzez ogrodnictwo. Ostatnio odwiedziłam też mega prospołeczny ogród z terapeutycznym twistem Prinzessinnengarten w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg.

  • Jaką literaturę polecasz?

Przyznam szczerze, że nigdy nie miałam w dłoniach publikacji stricte hortiterapeutycznej.

Z chęcią podzielę się natomiast książkami, które miały na mnie bardzo duży wpływ i na to jak postrzegam terapeutyczne działanie ogrodnictwa i natury. Tutaj też kłaniam się i dziękuję wszystkim ludziom, którzy mi je podarowali lub je napisali, a także tym, z którymi mogłam współpracować i tworzyć, czyli moim nauczycielom.

  • Bardzo dziękujemy Ci Emilio, że podzieliłaś się z nami i naszymi Czytelnikami swoimi doświadczeniami. Mamy nadzieję, że uda nam się spotkać w tym roku przy okazji jakichś ogrodowych wydarzeń. Życzymy wielu sukcesów. A Czytelników zachęcamy do zapoznania się ze stroną Emilii. http://www.holinature.com/