Czas na działkę – dwóch facetów, jedna szopa, zero pojęcia” – Robin Shelton czyli jak się wygrzebać z dołka? –autohortiterapia po angielsku

Wśród wielu publikacji ogrodniczych wydawanych w Polsce, niewiele tak naprawdę jest książek o ogrodnictwie jako takim. Dotyczy to zarówno polskich tytułów jak i tłumaczeń. Wyjątkiem jest tu wydawnictwo Zysk i spółka, które prócz publikowania rodzimych autorów pokusiło się również o przekłady 3 tytułów angielskich. Z punktu widzenia hortiterapii jedna z nich jest szczególnie cenna – „Czas na działkę – dwóch facetów, jedna szopa, zero pojęcia”.

978-83-7506-487-2

Anglicy opanowali do perfekcji autobiograficzne pisanie przeniknięte autoironią i dystansem do samych siebie. Jeśli tylko tłumaczowi uda się trudna sztuka przeniesienia pierwotnego ducha przekazu, tu się prawie udała z naciskiem na „prawie”, to lektury tego rodzaju zwykle są dla czytelnika źródłem rozrywki przyjemnej, ale i wymagającej czujności intelektu. Taką jest właśnie opisywana książka. Ja jednak mam zamiar zwrócić uwagę na szczególny przekaz jaki z niej płynie.
Kiedy poznajemy autora – Robina Sheltona – jest on cierpiącym na depresję rozwodnikiem zmagającym się z efektami choroby afektywnej dwubiegunowej. Jest przebywającym na zwolnieniu lekarskim ojcem dwóch chłopców. Nie narzeka na nadmiar gotówki i jak na mężczyznę w wieku średnim nie ma imponującego dorobku życiowego. Wszystkiego dowiadujemy się stopniowo z tej autobiograficznej książki. Prowadzi ona czytelnika od mglistych zamiarów posiadania własnego przysłowiowego „kawałka ziemi”, aż po pierwsze zbiory. Towarzyszem w tej drodze jest przyjaciel autora Steve, z którym wspólnie postanawiają wydzierżawić niewielką działkę w Twyford. Kiedy zaczynali faktycznie wszystko wyglądało jak w podtytule. Nie wiedzieli nic o ogrodnictwie i jedyne co wiedzieli, to że chcą spróbować. Autor postanawia pisać dziennik, który staje się później podstawą do napisania niniejszej książki. Opisuje ona jak poprzez podjęcie ogrodniczego wyzwania powoli i z determinacją zmienia on swoje życie.
Kolejne aktywności układające się w logiczny ciąg podyktowany porami roku, konkretne zadania będące źródłem czystej satysfakcji, spotkania z ludźmi, zdobywanie nowej wiedzy i umiejętności – wszystko to jest kwintesencją hortiterapii, choć określenie to nie pada ani razu. Ogrodnictwo, szczególnie to wzbogacone o kontekst społeczny, jest uniwersalnym polem dla samorozwoju. Pozwolę sobie w kilku punktach przedstawić niektóre wątki istotne z punktu widzenia terapii ogrodniczej, a które opisuje autor „Czasu na działkę”.

1. Kontakt z przyjaznymi autorytetami i konfrontacja z nowopoznanymi ludźmi

Dla kogoś cierpiącego na depresje, kto doświadcza alienacji, każda okazja do interakcji opóźnia powolne zapadanie się w samotność i poczucie oddalenia. Aktywności związane z pracą na działce stają się dla narratora okazją by spotkać ludzi, z którymi kontakt wzbogaca go jak np. spotkanie z Tedem – „najlepszym ogrodnikiem w Twyford”. Kontakt z przyjaznymi autorytetami zachęca do tego by się od nich uczyć i daje poczucie bezpieczeństwa. Pojawiają się również postacie antypatyczne jak nieustannie grożący laską staruszek Ken. Znalezienie się w kontrastowych emocjonalnie sytuacjach broni przed zobojętnieniem i chorobliwym wycofywaniem się.
– Posadzicie ziemniaki?
Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby laska zmrużyła badawczo oczy. Steve i ja spojrzeliśmy na siebie i wzruszyliśmy ramionami. Skąd mam wiedzieć? Obaj dopiero dowiedzieliśmy się, że ziemniaki nie rosną na drzewach. Mimo to obaj pokiwaliśmy głowami.
– Tak.
-‘ Desiree.’
Laska była stanowcza.
– Słucham?
– Jedyna odmiana, którą warto uprawiać, ‘Desiree’ – potwierdził Ken – nawet tego nie wiecie? – skarcił nas gumowy koniec laski.” Str. 26

2. Walka z neutralnymi przeciwnościami

Ogrodnictwo pozwala jednostce by doświadczać swojej siły w walce z neutralnymi przeciwnościami. Do takich przeciwności zaliczyć można np. walkę z chwastami, konstrukcją szopy czy przekopywanie gliniastej i mokrej ziemi. Są to wyzwania, które niejako „z natury rzeczy” pojawiają się przed ogrodnikiem i sam on decyduje czy się ich podejmie. Mierzy się ze sobą konfrontując ograniczenia i możliwości. Natomiast obietnica plonów i bujnego rozkwitu jest nieustannym dopingiem. Przeciwnik w tej walce nie jest wrogo nastawiony, po prostu jest. Pozwala to zarówno oswoić się z tymi uczuciami jak i powoli je przezwyciężać w tempie właściwym dla jednostki.
Kopanie nie zasługuje na miano kopania, jeśli człowiek nie zada sobie przynajmniej dwóch z poniższych pytań: 1) Po co ja zacząłem to robić? 2) Czy kiedykolwiek skończę? 3) Czy w miejscu publicznym wolno płakać z bólu? 4) Czy zawsze będę w ten sposób chodził? Mając to na uwadze, zacząłem się zastanawiać, od której grządki zacząć (uwzględniając również szereg innych kryteriów: którą obsadzimy pierwszą, która najwięcej skorzysta na moich trudach, która dostarczy najwięcej satysfakcji itd.” Str. 91.

3. Zdobywanie wiedzy

Ponieważ wiedzę ogrodniczą czerpie się jednocześnie z wielu źródeł, zwykle przyrasta ona szybciej niż można się tego spodziewać. Sprawia to, że po krótkim czasie nowo upieczony ogrodnik coś już wie. Już samo odkrywanie nowych okazji by się czegoś dowiedzieć przynosi satysfakcję. Na horyzoncie pojawiają się nowi ludzie, a ze starymi znajomymi znajduje się nową nić porozumienia, o ile dzielą z nami ogrodniczą pasję. I zasadnicza kwestia czyli uczenie się poprzez doświadczanie przedmiotu zainteresowania wszystkimi zmysłami. To sprawia, że ogrodnictwo podobnie jak wiedza rzemieślnicza posiada walor zarówno wtajemniczenia jak i daje szansę na dochodzenie do mistrzostwa. A wszystko to nie tylko dzięki intelektowi, ale dzięki zaangażowaniu pamięci ciała i zmysłów.
Od tej pory kontynuowałem operację przerzucania dużych kamieni z grządek (zwłaszcza tej, na której wyrosną marchewki) na tę płaską powierzchnię, żeby ją trochę utwardzić. Dwie sroki za ogon: kamienie trzeba było usunąć, bo inaczej rośliny w najlepszym razie zagubiły by się psychicznie, a w najgorszym razie zwariowały, jednocześnie zaś szopa potrzebuje solidnych fundamentów. Idealnie symbiotyczna relacja między jin i jang, twardym i miękkim. Uwalniamy glebę od kamieni, żeby miała na czym stanąć szopa, w której będziemy trzymali narzędzia do uprawy tejże gleby. Chyba trochę przesadziłem z tym filozofowaniem.” Str. 89.

4. Element bycia „Tu i teraz” – motyw Uważności w ogrodnictwie

Praca w ogrodzie, kontakt z przyrodą i wysiłek fizyczny w naturalny sposób wspomagają bycie „tu i teraz”. Oczywiście można kopać grządki i jednocześnie zamartwiać się, ale mnogość aktywności ogrodniczych daje okazje do zatrzymania gonitwy myśli. Spotkania ze zjawiskami natury, ze zwierzętami, nowymi gatunkami roślin. Wszystko to wprowadza do umysłu nowe wątki i pozwala na przełamywanie myślowych rutyn.
Kiedy odwracaliśmy grudy wilgotnej lepkiej i kamienistej ziemi, odsłaniając dziwne białożółte łodyżki zakopanych cebulek i zdziwione, soczyste, fioletowe dżdżownice – użyźniające za nas glebę – nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu: cóż za zaskakująca nowa przyjemność, jakąż daje fizyczna praca, poczucie niemal fizycznej łączności z ziemią i towarzystwo zaufanego przyjaciela. Życie bywa przyjemne, nawet jesienią – a jest to pora roku, do której mam głęboko podejrzliwy stosunek jako zwiastującej zimową melancholię.” str. 36

5. Doznawanie potęgi wegetacji i rytmu pór roku

Jedną ze szczególnych zalet ogrodnictwa jest możliwość świadomego uczestniczenia w rytmach przyrody. Radości, którą daje uprawianie własnych roślin z siewu nie da się porównać z niczym innym. Tu człowiek, niezależnie od tego jak bardzo jeszcze niedoświadczony dostaje do ręki przepis na sukces. I mistrz ogrodnictwa i początkujący dostają do ręki te same nasiona. I choć ten pierwszy dobrze wie co zrobić by „wydały stokrotny plon” to ten drugi też ma szanse na sukces. Wysiane przez nich nasiona mają tę samą wolę życia, której doświadczają obserwując ich wzrost. To źródło jakby niezasłużonej satysfakcji daje możliwość przeżywania sukcesu przez każdego.
O nasionach: „Nie mogę się już doczekać momentu kiedy trafią do ziemi, ale wiele jeszcze wskazuje, że jest jeszcze odrobinę za zimno. Czuje się jak nadpobudliwe dziecko, które chce otworzyć wymarzony prezent. Ciekawe czy oprócz sugerowania mi, że zimę można przeżyć bez myślenia o permanentnych ciemnościach, ogrodnictwo może mnie też nauczyć cierpliwości” str. 55.

Dla mało przekonanych co do pożytków innych niż warzywne i estetyczne płynących z uprawiania ogrodów przedstawiam kilka cytatów z części kończącej książkę:

Ani Steve, ani ja nie znajdowaliśmy się w szczególnie przyjemnych momentach naszego życia, kiedy przystępowaliśmy do tego przedsięwzięcia, i obaj mamy poczucie, że działka w niemałym stopniu była dla nas zbawieniem.” Str.279

Fakt, że zainkasowaliśmy dwadzieścia sześć ziemniaków, ocierał się dla mnie o zjawiska paranormalne. Dwóch facetów bez pojęcia w niecały rok zwiększyło swój kartoflany stan posiadania (jak również zbudowało szopę) – to się nie mieściło w naszej wcześniejszej supermarketowej mentalności. I chociaż na początku nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, właśnie po to zabraliśmy się za warzywnictwo, aby po udanych zbiorach zejść z działki z wykładniczo powiększonym poczuciem własnej wartości, wiary w siebie i samowiedzy. Dla nas obu był to sukces prawie bezprecedensowy: osiągnęliśmy to, co sobie zamierzyliśmy. A na dodatek wstępne dane wskazują, że zrobiliśmy to całkiem nieźle.” Str. 277

Zanim zaczęliśmy kopać, ani Steve, ani ja nie mieliśmy na swoim koncie zbyt imponujących dokonań w dziedzinie realizacji planów, toteż fakt, że użyźniliśmy zachwaszczony i zaśmiecony kawałek ziemi i nakarmiliśmy żołądki owocami tej żyzności, znaczył dla nas więcej, niż znaczyłby dla przeciętnego człowieka. W konsekwencji działka pomogła nam obu osiągnąć większą wytrwałość i kontrolę nad naszym życiem osobistym i zawodowym.” Str. 285.

Struktura tej książki, wydanej w Polsce w 2010 roku, odpowiada naturalnemu następstwu czasu. Opisane w niej wydarzenia zamykają się między datami 21 września, a 20 września roku następnego. Daty dzienne zamknięte zostały w 26 rozdziałach. Poza tym publikacja ta zaopatrzona została w trzy suplementy zatytułowane: „Kompendium wiedzy warzywniczej”, „Historia działkownictwa. Zaskakująco ciekawy kąsek” oraz „Sugerowana bibliografia”. Nadal dostępna jest ona w księgarniach, również po obniżonej cenie i stać się jej właścicielem można już za mniej niż 10 PLN.
Robin Shelton zaistniał w mediach jako żywy przykład dobroczynnego wpływu ogrodnictwa na ludzką kondycję i fizyczną i psychiczną. Nie poprzestał on na jednej pozycji. Napisał również książkę o wędkarstwie i stał się pełnoetatowym pisarzem.

Poniżej link do wywiadu z autorem z angielskiego serwisu hippobag.co.uk
http://www.hippobag.co.uk/blog/interview-with-robin-shelton

 

Anna Kalina-Gagnelid

2 thoughts on “„Czas na działkę – dwóch facetów, jedna szopa, zero pojęcia””

    1. Przepraszamy, że dopiero odpisujemy. Umknął nam ten komentarz 🙂 pozostałe pozycje to „Z uchem przy ziemi” Ken Thompson i „Edukacja ogrodnika” Russell Page

Comments are closed.